Brazylia
Wyjazd Michała do Brazylii z Alive2love jest o tyle ciekawą sprawą, że sama powiedziałam mu, żeby jechał.
W przeciwieństie do zeszłorocznego jego wyjazdu na Tampę, tym razem nie miałam tych wszystkich burz i fali emocji, że to jestem pozostawiona, podsycanych przez jakże nie zbawioną jeszcze moją mamę, której marudzenie, że będę panią od męża, ginącą w tle, itp itd. (w eterze niosło się..)
Wiedziałam, że dla mnie to nie czas, z powodu Szymka który ma dopiero 18 miesięcy. Dzieci są za małe. "Jedź, połowa z nas tam będzie, posyłam cię jako ziarno w dobrą glebę, jedź, nawracaj (się), napełniaj Bogiem, będzie mi lepiej jak wrócisz odmieniony." Takie szczere moje motywacje były. Nie czułam żalu, zostając z dziećmi.
(I, choć czasem człowiek łeb chce sobie urwać, kiedy nie może usiąść od 8.00 do 22.00, bo staje się ofiarą ataków i głównym celem, bo jakto, matka odpoczywać?, to na prawdę wiem, że nie ma miejsca, gdzie bardziej chciałabym być, niż z moimi dziećmi. Proste, prawdziwe, bolesne, męczące, jedyne. Kocham ich i służę im z oddaniem. Dlatego wybieram być z nimi.
[Mądrość Boża, jak się przekonacie, to służyć na dole, by znaleźć się na górze, ale mało kto, choć czyta, praktykuje].
Wracając do tematu Brazylii: Podczas pewnej modlitwy z dziewczynami, kiedy właściwie posługiwałam im (tym z nich, które są młodsze w wierze, a więc chciały cokolwiek przyjąć ode mnie), Julcia zaczęła prorokować, że powinnam jechać, że Bóg tam mnie chce, i żeby o nic się nie martwić. Jednak ja nie przyjęłam tego zbyt ufnie do końca, jako słowo od Boga, ponieważ:
a. sama nic o tym wcześniej nie usłyszałam,
b. ponieważ miejsce docelowe misji tym razem nie było nad oceanem..
...
- No dawaj, - powiedział Bóg. - Przyznaj się, nie pomyślałaś, że to słowo ode Mnie, bo Belo Horizonte nie jest nad oceanem, he?
- ....
(Kto zna Boga, ten wie, że trafia On swoją ripostą tak, że zamyka usta). To taki żart, oczywiście, po części, ale cóż, przyznać się, każdy chce oceanu jak jedzie już po dusze do Brazylii z Polski, czyż nie?
Nie?
...:(
?
Nie mniej Słowo było od Boga. Dziś dostałam oficjalne zaproszenie od Douga Rowlanda, na video, które z Mchałem nagrali dla mnie. MAmy za rok przyjechać z dziećmi. Ma być ocean.
Mam być ja.
Bóg wie po co.
Wideo przysłali mi, a mówiło ono o wdzięczności, że posłałam Michała, że to dużo mu dało, wylewał swoje serce głosząc i napełnił miłością do ludzi, że moja rola nie jest mniej ważna, co tym razem i tak wiedziałam, dzięki Bożej łasce, i że mam przyjechać za rok. Myślę sobie: Michał, daj spokój, nie czuj się winny, że ja zostałam w domu. Na prawdę mam na to łaskę od Boga, ani razu nie było mi żal, od momentu, jak diabeł zaatakował na samym początku szeregiem myśli, z których żadna nie miała sensu, więc od razu je odrzuciłam sumptem.
Jak już nie miał co wymyślić, to oczywiście "napewno ci umrze", pff.
Wiedziałam, że warto.
Marta również posłała Alexa, który na miejscu dostał słowo, że ma mieć miliony, które przechodzić będą przez jego ręce, a więc Michał spieszy się, by założyć jednak razem to wydawnictwo i wydać naszą "Dziewczynkę" ;)
Wideo od Doug nie było jedyną wiadomością, jaką dostałam.
Dostałam też wiadomość od Marii ze Stambułu, poniższej treści:
Ja sama wiem, jak oporna jestem, by przyjąć, że Bóg przez kogoś mówi do mnie, bo jestem z tych, którzy odpowiadają,
"Oh, really? How have you loved us?"
I tak, jak Michała z obucha walnęło, gdy ktoś kiedyś zadał mu pytanie: "Czy wiesz, że Bóg cię kocha i ma wspaniały plan dla Twojego życia?",
tak ja odpowiedziałam: "Oh really, how would YOU know that?"
Stąd też Bóg musiał powiedzieć mi to sam.
A jak to zrobił, opisałam w poprzednim Blogu. Tym, który ktoś mi po prostu skasował, bo nie zorientowałam się w czas, że zamykają platformę :)
Dodaj komentarz